Za niecałe dwa tygodnie wybieramy się w podróż życia (WA-KA-CJE! O tu!),
a że nasza podróż zmierza ku krajowi znacząco różniącemu się od naszego, w
weekend spisaliśmy listę tego, co nam potrzebne (i UWAGA! Jeśli myślisz, że
kupienie olejku do opalania w styczniu jest proste, to nic nie wiesz o życiu :))
Jedną z miliona rzeczy (i tak
uszczupliliśmy listę!), które musimy spakować jest „nerka” (żadne z nas bowiem
nie chce być obwieszonym jak wielbłąd)
J. dostał jedną od Maxwell House, więc pozazdrościłam (Misiek jak widać też). Duża,
pojemna, sztywna i co tu nie mówić „hipsterska” mieści idealnie pieniądze,
telefony i papierosy. Sama bym taką chciała (jeszcze bym ją pomalowała J), ale J. wyraził
kategoryczny sprzeciw! (jednocześnie grając w PS3, co oznacza, że serio jej nie
odda).
Nie mieści już natomiast olejku
do opalania, plastrów czy innych niezbędnych rzeczy, które musisz mieć idąc
zwiedzać miasto (gdyby mieściła, byłaby plecakiem :P)
Dlatego też przeszukałam Internet
w poszukiwaniu wykroju nerki! A co, też będę mieć swoją!
Niestety sensownego wykroju nie
znalazłam, tak więc rozprułam wiekową „nerkę” J., która pomimo reanimacji nie
miała już szans na pokazanie się światu i odrysowałam szablon.
Tym samym powstała moja własna nerka
(na zdjęciu jeszcze bez podszewki i usztywnienia, ale you know, zrobi się). Ma niedociągnięcia
(dobre i niewidoczne wszycie zamka jest dla mnie jeszcze tajemną sztuką) i nie podarowałabym jej nikomu, ale na wakacje wystarczy :) Idealnie mieści olejek, szminkę, plastry i mnóstwo papierków (bilety, rachunki,
itp. czyli wszystko co zbieram jako wspomnienia :)